„Niedźwiedź przyszedł już pierwszej nocy”. Zuzanna Dunajska o studiowaniu na Uniwersytecie Svalbardzkim

Uniwersytet Svalbardzki - Zuzanna Dunajska opowiada o studiowaniu w Arktyce

W listopadzie przed godziną czternastą ciemność wpijała się w budynki. Ciasno, we wszystkie zakamarki. Podejście do biura gubernatora Svalbardu było oblodzone. Bez kolców na butach trudno było postawić krok. Plątająca się pod nogami suknia ślubna i welon ciągnięty przez zacinający wiatr nie ułatwiały sprawy. Przytulne światło uciekało z budynku i kusiło ratunkiem. Drzwi otworzyły się z impetem, a ze środka dmuchnęło ciepłe powietrze. Strzepnąwszy warstwę mrozu, usłyszałam czuły głos wypowiadający moje imię. Ta historia prowadziła potem przez lodowate ulice Longyearbyen, mroczny port śpiewający polarne historie odpoczywających w nim łajb, przeszywała ciała lodowatym dotykiem arktycznych wód i musnęła kojącym szmerem bandu przygrywającego muzykę świątecznej potańcówce.

Droga Zuzanny Dunajskiej na Svalbard usłana była ciekawością i potrzebą poszerzania wiedzy na temat tego miejsca. Pierwszy raz przybyła tu w 2023 roku, by przeprowadzać badania w rejonie Eidembukty. W 2024 roku dostała się na Uniwersytet Svalbardzki. Obrane kierunki, biologia zmiany klimatu oraz arktyczna molekularna morska ekologia, umożliwiły jej przyjrzenie się Spitsbergenowi z bliska, przez soczewkę mikroskopu. Rozmawiamy nie tylko o codzienności studentki UNIS, ale także o odnajdowaniu się w Arktyce, tęsknocie za domem i organizowaniu czasu w trakcie nocy polarnej.

Miałaś przeczucie, że nie będziesz studiowała na Uniwersytecie Svalbardzkim ze względu na obowiązującą chronologię, norwescy studenci mają pierwszeństwo. Jednak twoja droga na Spitsbergen zaczęła się już wcześniej, zanim dotarłaś na UNIS. Opowiedz o niej.

Zaczęło się od Politechniki Gdańskiej. Zobaczyłam artykuł na uczelnianej stronie internetowej o dwóch doktorantkach, które wyjechały na Spitsbergen. Zaczęłam przeglądać internet pod kątem Spitsbergenu, bo nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. Zapisałam się do koła chemików na moim wydziale, które współpracowało z kołem naukowym mikrobiologii inżynierii środowiska, w skrócie MIŚ. Dowiedziałam się, że planują wyjazd na Spitsbergen. Latem tego samego roku mieliśmy obóz przygotowawczy w Beskidach. Wszyscy, którzy chcieli pojechać na Spitsbergen, musieli wziąć w nim udział. Spaliśmy pod namiotami, bez dostępu do prądu i wody, którą braliśmy z potoków i strumyczków. Taka woda musi gotować się trzy minuty, wtedy jest bezpieczna mikrobiologicznie i można ją bezpiecznie pić i zalewać jedzenie liofilizowane. Mieliśmy warty nocne przygotowujące do ochrony przed niedźwiedziem polarnym.

I przybyliście na Svalbard.

Na Svalbard przylecieliśmy z Kołem „MIŚ” w połowie sierpnia następnego roku (2023). Parę dni poznawaliśmy miasto i jego historię. Później statkiem Oceania popłynęliśmy do Eidembukty, rejonu leżącego na północ od Longyear. Spędziliśmy tam tydzień w namiotach robiąc badania. W namiotach, w których spaliśmy mieliśmy maty NRC, które izolowały nas od permafrostu oraz śpiwory – zazwyczaj dwa – jeden w drugim. Przed spaniem wkładaliśmy sobie gorące butle z wodą do śpiwora.

Na czym polegały badania, które przeprowadzaliście w jednym z namiotów-laboratorium?

Do mojego zespołu należało pobieranie próbek wody z małych jeziorek polodowcowych. Wodę pobieraliśmy do specjalnych plastikowych woreczków, a następnie filtrowaliśmy ją na filtrach w celu analizy zawiesiny, chlorofilu oraz eDNA. Dodatkowo na miejscu mierzyliśmy podstawowe parametry takie jak pH, temperatura, zasolenie, tlen oraz COD, czyli Chemiczne Zapotrzebowanie na Tlen. Praca w laboratorium przy 8 stopniach Celsjusza z zimną wodą nie była łatwa. Siedzieliśmy cały czas w jednym miejscu, więc człowiek oziębiał się od środka.

Usiadł i patrzył w naszą stronę. Kolega zaczął krzyczeć, wtedy ten wstał i odszedł w stronę brzegu i dalej wolno wybrzeżem. Po jakimś czasie widzieliśmy, że przemieszcza się na drugą stronę. Nie był nami zainteresowany.

Właśnie wtedy przyszedł niedźwiedź polarny?

Niedźwiedź przyszedł już pierwszej nocy. Pojawił się na przedostatniej warcie, między godziną 7:00 a 8:00. Koledzy mieli budzić kolejne osoby i w drodze do namiotu zauważyli niedźwiedzia, który pojawił się na górce. Usiadł i patrzył w naszą stronę. Kolega zaczął krzyczeć, wtedy ten wstał i odszedł w stronę brzegu i dalej wolno wybrzeżem. Po jakimś czasie widzieliśmy, że przemieszcza się na drugą stronę. Nie był nami zainteresowany. Poprosiliśmy Norwegów o więcej danych dotyczących tego niedźwiedzia, ponieważ miał obrożę. Okazało się, że to osiemnastoletnia samica. Pokazano nam jej trakt sprzed miesiąca. Chodziła w tym obrębie i bardziej na północ. My widzieliśmy ją w sierpniu. W styczniu urodziła młode, które w lipcu zostało zastrzelone. Było zbyt ciekawskie i trafiło do jakiegoś domu.

Renifery w Longyearbyen
Archiwum prywatne: Zuzanna Dunajska

Zbiorniki, z których pobieraliście próbki, były wypełnione wodą morską, deszczową?

Teren, z którego pobieraliśmy próbki, leży w pobliżu lodowców, które cofając się, utworzyły lagunę. Jedna z naszych ekip sprawdzała sedymentację, czy jest to woda słodka, czy słona, patrzyli na gazy cieplarniane w słupie wody. Inna grupa badała bentos i zooplankton, czyli organizmy morskie z dna oraz z toni wodnej. My badaliśmy oczka wodne na każdej wysokości. Wchodziliśmy na wyższe partie gór. Ludzie zlecający nam pobranie próbek wyznaczyli dla nas punkty na mapie. Na przykład miejsce, gdzie kiedyś znajdował się lodowiec, albo zaraz obok lodowca.

Ćwiczyliście samą technologię pobierania próbek, czy na miejscu mieliście też moment satysfakcji, dochodząc do określonych wniosków, które układały się w szerszy obraz?

Była to głównie analiza, ale zaobserwowaliśmy kilka rzeczy. Mieliśmy na przykład mapę, która całkowicie nie zgadzała się z rzeczywistością. Nie byliśmy w stanie dojść do wyznaczonych punktów, bo okazywało się, że jest tam rzeka o szerokości pięćdziesięciu metrów. Na mapach satelitarnych z toposvalbard wyglądało to jak cieniuteńka kreseczka.

Była to twoja pierwsza styczność ze Svalbardem, a co wydarzyło się potem? Postanowiłaś, że wracasz?

Spitsbergen albo się kocha, albo nienawidzi. W moim przypadku stało się to pierwsze. Nasza profesor Katarzyna Jankowska jest bardzo aktywna i związana ze Spitsbergenem od wielu lat. Przekazuje nam pasję i cały czas angażuje nas w aktywności związane z Arktyką. Miałam zaszczyt być w pierwszej grupie studentów, którzy przyjechali na Spitsbergen razem z profesor Jankowską. Jest to osoba, która bardzo mnie inspiruje i motywuje, żeby pogłębiać swoją wiedzę. Podczas pracy w laboratorium miałam bardzo zmarznięte ręce. Profesor Jankowska wzięła moje ręce i przyłożyła je do swojej szyi. Stałyśmy tak naprzeciwko siebie. Na zawsze zapamiętam ten moment. Daje od siebie wiele ciepła, po prostu miłości. Drugi raz przyleciałam tu w kwietniu 2024 roku. Organizacja COST zorganizowała na Spitsbergenie konferencję na temat struktur biofotonicznych. Pojechaliśmy na tą konferencję z osobami z Koła, a każdy z nas musiał przygotować prezentację. Moja prezentacja dotyczyła wykrywania Alzheimera. Konferencja odbyła się w Artists Center u Dominiki, która opowiedziała nam o swojej historii. Odbyły się wykłady profesorów o biofotonice i nasze prezentacje. Poszliśmy do jaskini lodowej na Longyearbreenie. Pobieraliśmy próbki śniegu, żeby zobaczyć, czy są tam wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, zanieczyszczenia pochodzące na przykład z paliwa skuterów. Był to dzień polarny, więc mieliśmy jeszcze śnieg i dzień w środku nocy, jeździliśmy dużo na skuterach, żeby zwiedzić okolice i znaleźć miejsca odpowiednie na pobór próbek w okolicach tras skuterowych. Później aplikowałam na UNIS, czyli Uniwersytet Svalbardzki. Wybrałam biologię zmiany klimatu i arktyczną molekularną morską ekologię.

Skoro jesteśmy w akademiku, aplikacja zadziałała.

Przyjechałam we wrześniu i zostaję do 6 grudnia. Proces trwał około miesiąca. Dostałam maila, że jestem na liście oczekujących na jednym i drugim kursie. Załamałam się, odpuściłam temat całkowicie. Dwa tygodnie później okazało się, że dostałam się na oba kursy. W tym roku odbywa się projekt HarSval, współpraca polsko-norweska, która umożliwia aplikowanie o dofinansowania na kursy, konferencje, aktywność związaną z Norwegią. Dostałam dofinansowanie na jeden kurs, na drugi przyznała mi je Politechnika Gdańska.

Opowiedz proszę o samym procesie rekrutacji, być może któryś z czytelników Halo Spitsbergen byłby zainteresowany aplikowaniem na Uniwersytet Svalbardzki.

Na stronie UNIS wybiera się kursy i terminy aplikacji na odpowiednie semestry. W aplikacji pisze się o sobie, swoim kierunku studiów, podaje wykaz ocen. Opisałam swoje wcześniejsze spitsbergeńskie projekty. Było trochę papierologii z uczelni, tłumaczenia dokumentów na język angielski. Wszystko wypełnia się przez system, logując się na stronę Uniwersytetu w Tromso, ponieważ UNIS pod niego podlega. Ocenę też wystawia Tromso, a nie UNIS.

Jak godzisz studia na UNISIE ze studiami w Polsce?

Mam indywidualny tryb nauczania. Dzięki niemu mogłam dowolnie zmieniać przedmioty. Dostałam też dofinansowanie na swój projekt magisterski. Miał on już 10 ETCS-ów i wpisałam to w mój plan. Mogłam usunąć wybrane przedmioty. Kursy też dopisałam. Teraz poza nimi mam angielski online, fakty i mity o żywności oraz procesy technologiczne.

Czego najbardziej obawiałaś się przed przyjazdem?

Najbardziej obawiałam się języka, bo to dla mnie pierwsza taka wymiana za granicą. Wiedziałam, że będę musiała rozmawiać po angielsku cały czas. Przed naszym przyjazdem została założona grupa na Whatsappie. Okazało się, że większość z nas leci tym samym samolotem z Oslo do Longyearbyen. Spotkaliśmy się już na lotnisku w Oslo, a do akademików weszliśmy całą grupą. Wszyscy byli otwarci. Nie było barier ani kulturalnych, ani językowych. Zostałam zaakceptowana i wszyscy się zaprzyjaźniliśmy. Z pierwszym kursem bardzo mocno się związałam. Wszystko robiliśmy razem. Nauczyłam się nawet dziergać. Zaczęłam chodzić na wieczorki dziergania. W Polsce wydaje się to dziwne.

Przed rozpoczęciem nauki odbyliście kursy przygotowawcze?

Na początku każdego kursu odbywa się przeszkolenie z bezpieczeństwa przeciw niedźwiedziom polarnym, uczą nas jak obsługiwać broń ostrą oraz rakietnicę. Kolejny kurs opowiada o zagrożeniach tu występujących. Pływaliśmy w skafandrach unoszących nas na wodzie. Trzecie szkolenie obejmowało zachowanie się w terenie na przykład obchodzenie budynków. Zawsze może zjawić się niedźwiedź ukryty za budynkiem. Jeśli zobaczysz go dwa metry przed sobą, nic już nie zrobisz.

Jak wygląda jeden dzień z życia studentki Uniwersytetu Svalbardzkiego?

Po szkoleniach zaczęły się wykłady. Pracowaliśmy na łodzi blisko Barentsburga. Mieliśmy za zadanie puścić sondę CTD, która mówi o temperaturze, głębokości, zasoleniu, pH. Pobieraliśmy też zooplankton, małe organizmy żyjące w toni wodnej. Z niego robiliśmy DNA i RNA. Pobieraliśmy też chlorofil. Analizowaliśmy próbki w mikropokoiku tej łodzi. Czas jest niezmiernie ważny w takich analizach, szczególnie z RNA, bo RNA jest bardzo wrażliwe na wszystkie zmiany środowiskowe. Z pracy w terenie wraca się około godziny 15 na przerwę, a potem prosto do laboratorium. Mój projekt dotyczył zooplanktonu, a konkretnie pseudokalanusa. To takie malutkie widłonogi. Wyłapaliśmy w sumie trzy gatunki pseudokalanusa. Analizowaliśmy je i sprawdzaliśmy, które warunki im sprzyjają. Doszliśmy do wniosku, że na przykład jedne są bardziej arktyczne, a drugie bardziej atlantyczne, borealne, napływowe.

Podczas pracy w terenie oglądaliśmy renifery i ich żerowiska. Szukaliśmy punktów, w których jedzą. Zostawiają w śniegu doły, z których wystają rośliny. Obserwowaliśmy grubość śniegu, sprawdzaliśmy, czy jest warstwa lodu.

Jak wygląda analizowanie takiego robaczka?

Badaliśmy je za pomocą PCR. Wrzucasz robaczka do odpowiedniego buforu i go wirujesz, żeby porozrywały się komórki. Otrzymuje się DNA. Materiał genetyczny odkłada się do mniejszej próbówki, dodaje odpowiednie reagenty i robi się PCR. To jest reakcja, którą wykorzystuje się, żeby zwielokrotnić materiał genetyczny. Później wrzuca się to na żel do elektroforezy. Markery genetyczne pokazują wielkość tego materiału. Otrzymujemy dane, które mówią, że na danej wysokości jest określony gatunek. Na tym mniej więcej polegała moja praca. Na koniec miałam egzamin ustny. Drugi kurs dotyczący zmiany klimatu jest zupełnie inny. Każdy dzień spędzaliśmy z innym specjalistą danej dziedziny. Podczas pracy w terenie oglądaliśmy renifery i ich żerowiska. Szukaliśmy punktów, w których jedzą. Zostawiają w śniegu doły, z których wystają rośliny. Obserwowaliśmy grubość śniegu, sprawdzaliśmy, czy jest warstwa lodu. W niektórych dołach była sama roślinność. Okazywało się, że w punktach kontrolnych metr dalej była gruba warstwa lodu. Wskazuje to, że renifery są mądre i wiedzą, gdzie żerować i jak oszczędzać energię, żeby nie musieć kopać i przebijać się przez lód. Zbieraliśmy ich odchody, żeby zobaczyć, co jedzą. Na podstawie odchodów możemy stwierdzić, jaki jest współczynnik węgla do azotu. On wskazuje, czy renifery jedzą trawę, czy na przykład kamienie, ziemię. Jeśli mają niedobór trawy, to jedzą cokolwiek. Wtedy ten wskaźnik całkowicie się zmienia.

Tęsknisz za domem?

Falami. Na początku była ekscytacja. Wszystko było nowe, fajne, świeże. Po prostu tu żyłam. Wtedy skończył się pierwszy kurs. Ludzie wyjechali. Miałam tydzień wolnego i przyszedł kryzys. Im bliżej wyjazdu, tym bardziej myśli się o domu, ciemność jest bardziej przytłaczająca. Chociaż myślałam, że będzie mi gorzej bez słońca. Jak ma się coś do robienia, to nie ma problemu. Wiesz, że musisz wstać i idziesz. Co piątek UNIS organizuje Friday Gathering i spotykamy się w kantynie. Możemy kupić tam alkohol, jakieś czipsy, przekąski, jest muzyka.

Jak sobie organizowałaś czas poza zajęciami? Jak sobie to poukładałaś?

Mogę powiedzieć, że jestem tutaj bardziej społeczna, otwarta na ludzi. Tutaj jest tak rodzinnie, przyjaźnie. Potrafimy sobie z dziewczynami po prostu siedzieć na kanapie, oglądać filmy, jeść popcorn. Nauczyłam się dziergać i chodziłam na wieczory knit&chat w akademiku albo w kawiarni. Akademik organizuje dużo wspólnych wieczorów, na przykład wieczory z goframi i z grami. Parę tygodni temu w Mary Ann zorganizowali imprezę z okazji rozpoczęcia ciemnego sezonu . Dodatkowo chodziłam na darmowe lekcje tańca organizowane przez folkehøgskole dla mieszkańców i studentów. Właściwie każdego dnia coś się działo. W weekendy zazwyczaj chodziliśmy na wędrówki po górach. Spotkałam też Leszka i widziałam tę piękną zorzę na początku listopada.

„Muszę się przemieszczać, być w drodze”. Leszek Nord o poetyce Arktyki i słowach z domu lodowców 
„Muszę się przemieszczać, być w drodze”. Leszek Nord o poetyce Arktyki i słowach z domu lodowców 

W dławiących gardła przestrzeniach Spitsbergenu powstają słowa. Z nich zaś powstają domy, do których czytelnicy poezji wchodzą, by zamieszkać tam z rodzącymi się emocjami. Na północy buduje je poeta z Polski. Mieszka w zielonym domu, najstarszym w Longyearbyen. Leszek Nord opowiada o poetyckości Arktyki, słowach, ale też o sprawach przyziemnych, dziejących się aktualnie na Svalbardzie.

Longyearbyen: miasto, które przetrwało. Historia rozwoju dzielnic
Longyearbyen: miasto, które przetrwało. Historia rozwoju dzielnic

Miasto dzieli się na konkretne dzielnice, a ich początki budują dającą do myślenia historię Longyearbyen. Budynki wzrastały w surowych warunkach, ale też pod ich naporem upadały. Zresztą nie tylko arktyczne środowisko miało wpływ na współczesny wygląd miasta, ale i napór nazistowskich ostrzałów, które w trakcie II Wojny Światowej dotarły również tutaj.

previous arrow
next arrow
Archiwum prywatne: Zuzanna Dunajska

Wrócisz odmieniona pod jakimś aspektem?

Na pewno jestem bardziej otwarta na ludzi. To jest specjalna społeczność, specjalne miejsce, w którym każdy jest na tym samym poziomie mimo międzynarodowego środowiska. Mamy czas, żeby sobie usiąść wspólnie na kanapie, obejrzeć film, pograć w planszówki. Jest tak przytulnie.

Zaprosiłaś nas do akademika, który znajduje się w Longyearbyen. Co o nim sądzisz?

Akademik jest świetnie zorganizowany. Cena, jak na Arktykę, jest przystępna. Na pewno niższa niż wynajmowanie mieszkania. Kuchnie są świetnie wyposażone. Każdy ma swoją przestrzeń, łazienki, pokoje. Jak ma się już dość ludzi, po prostu można się zamknąć i być u siebie. Mamy też pokój studencki do nauki i pralnię.

Opowiedz o swoich planach na przyszłość, są związane ze Svalbardem?

Chciałabym powiązać swoją przyszłość z Arktyką. Rozważam doktorat. Najpierw trzeba skończyć magisterkę, później będę myślała dalej. To na pewno nie koniec ze Spitsbergenem.

Kontynuuj podróż:

CZYTAJ DALEJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *