W Qaanaaq i Siorapaluk, dwóch najbardziej na północ wysuniętych miejscowościach Grenlandii, na pozór niewiele się dzieje. Rytm życia mieszkańców wyznaczają natura, surowy klimat i zasady ustalone przez wykańczającą peryferie politykę. Tutaj nikogo nie dziwią łzy, „ani krew, bo ona oznacza na równi śmierć i życie”. Ludzie przyzwyczajeni są do ciszy, przeszywającego zimna i zdystansowani wobec przyjezdnych. A jednak to właśnie Inughuitów Ilona Wiśniewska czyni bohaterami swojego najnowszego reportażu „Migot. Z krańca Grenlandii”.
W Qaanaaq zjawia się z książką „Lud”, którą napisała dwa lata wcześniej po pobycie w domu dziecka na zachodzie Grenlandii. Z tej miejscowości pochodził Gert, chłopak z okładki „Ludu”, który odebrał sobie życie w 2018 roku. Spotykając się z jego matką, Naduk, Wiśniewska stara się zrozumieć „za czym tak tęsknił i czy ktoś tęskni za nim”. Chłopak, a raczej pamięć o nim, staje się swoistym łącznikiem między dwoma reportażami.
Autorka w czasie swojego trzymiesięcznego pobytu w Qaanaaq i Siorapaluk uważnie obserwuje zresztą wszystkich swoich rozmówców, a ci są intrygująco różnorodni. Bohaterowie „Migotu” to bowiem zarówno rdzenni mieszkańcy północnych osad, zmagający się od pokoleń z danizacją kultury grenlandzkiej i traumą przesiedlenia z 1953 roku, ale także emigranci z Danii, a nawet Japonii, którzy postanowili się tutaj osiedlić. Wiśniewska oddaje im głos, starając się uchwycić nie tylko ich styl życia, poglądy i wartości, ale także osobiste tragedie.
Juaanna Platou to była pastorka i nauczycielka, która w weekendy prowadzi w Qaanaaq mały lokalny sklepik. Od lat wciąż nie może pogodzić się ze śmiercią adoptowanej córki, zagryzionej przez psy Athiny. Lone Schlichtkrull, jedyna Dunka w tutejszym domu spokojnej starości. Była w dwóch przemocowych małżeństwach. Erik Kuitse, nauczyciel ze szkoły w Siorapaluk, gdzie jest tylko dwoje dzieci w wieku szkolnym. „Dziewczynka rzadko się zjawia – wyjaśnia Erik. – A Thomas to mój syn”. Ikuo Oshima – Japończyk, który poluje jak Inughuici, z zamiłowaniem hoduje kwiaty, a na Grenlandii czuje się bardziej jak u siebie, niż w swojej ojczyźnie. Tych i innych bohaterów „Migotu” łączy jedno. Nie mogą uwierzyć, że ich codzienność może być dla kogoś ciekawa.
Pytanie: „Ciebie naprawdę interesuje moje życie?”, wybrzmiewa na kartkach reportażu wielokrotnie. Tymczasem to właśnie z opisu rutynowych zajęć i powszednich rozmów wyłania się fascynujący obraz ludzi Północy. Wierzących w to, że zwierzęta same ich znajdują i się im ofiarowują. Tabuizujących przemoc seksualną i samobójstwa wśród nastolatków. Zmartwionych zmianami klimatu i topniejącymi lodowcami. Czujących ogromną dumę ze swojego pochodzenia, a jednocześnie zmagających się z brakiem wiary w swoją sprawczość. Samowystarczalnych, zaradnych, pogodzonych ze swoim losem. Tak różnych od znanej nam kultury Zachodu. „Reszta świata potrzebuje tutejszego sposobu myślenia, ograniczania się, milczenia” – powie w pewnym momencie jeden z rozmówców, słusznie zresztą.
Reportaż Ilony Wiśniewskiej bez wątpienia czyta się z przyjemnością. Autorka po mistrzowsku operuje słowem, udowadniając, że nawet opis połowu fok może brzmieć poetycko. „Migotem” po raz kolejny potwierdziła również, że ma szczęście do bohaterów. A może to oni mają szczęście do niej, bo nikt nie potrafi opowiedzieć ich historii równie pięknie?
Recenzja, która nie odkrywa za wiele słodkich tajemnic samego reportażu – chyba się skuszę!
Polecam, książka jest naprawdę rewelacyjna!